Nie umiem gotować
Nie umiem gotować. Zwykle wypróbowuje jakiś przepis modyfikuję go (bo najczęściej nie mam, bądź nie lubię jakichś składników) i nigdzie nie zapisuję. Oczywiście następnym razem znowu szukam rozwiązania metoda prób i błędów, co nie zawsze przynosi pożądane rezultaty.
Dlatego kilka razy postanawiałam już spisywać wszystkie przepisy. Żeby nie szukać w internecie, żeby nie dzwonić do taty co 2 tygodnie pytając jak się robi żurek, a do mamy prosząc o przepis na leniwe pierogi.
Kilka razy zaczynałam, po czym gubiłam zeszyt, bądź musiałam w nim zanotować coś innego, albo nie miałam go przy sobie i zaczynałam kolejny.
Dlaczego blog?
Teraz znalazłam miejsce do którego zawsze mam dostęp - blog. Jest szansa, że stopniowo nauczę się gotować (w oczach mojej rodziny znaczy to tyle, co nie będę ciągle pytać).
Ciekawostki o mnie
Wychowałam się w bardzo mięsożernej rodzinie, w której mój tata i brat wiodą prym w kuchni. Mama co najwyżej robi zupy, sosy, naleśniki i ciasta. Mój towarzysz życia, mimo że płci męskiej i z wyczuciem smaku zgodnym ze stereotypem, nie znajduje tak dużej przyjemności w gotowaniu jak niektórzy mężczyźni - a coś jeść trzeba. Co gorsza - trzeba czymś nakarmić dziecko. W rezultacie gotujemy razem.
Ja przez ponad 9 lat nie jadłam mięsa. Zmieniło się gdy zaszłam w ciążę i moim pierwszym marzeniem kulinarnym stał się tatar, na który rzuciłam się mimo racjonalnych wskazań, by w ciąży nie jeść surowizny. Potem doszła alergia szkraba na białko mleka krowiego i koziego, w wyniku czego musiałam na jakiś czas zrezygnować z produktów mlecznych. Wybór był prosty - weganizm, bądź mięso. Przy mięsożernej rodzinie lekarzy, która każda chorobę powiązywała z niejedzeniem mięcha musiałam skapitulować. I tak mięso weszło powrotem do mojej diety. W ilościach umiarkowanych, jak na polskie zwyczaje.
Żeby było ciekawiej mój małżonek mógłby nie jeść warzyw, gdyby tylko można było zastąpić je mięsem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz